Ignacy długo ignorował istnienie święta zakochanych... No dobrze, może nie do końca ignorował - ciężko było to robić, kiedy jego córki były jakie były i chłopcy latali za nimi bezustannie, a już szczególnie nachalnie w takie dni jak ten. Ignorował więc obchody Vali's Day na poziomie własnych, prywatnych doświadczeń. Do momentu, w którym poznał Cecille, rzecz jasna, bo podejrzewał, że gdyby teraz zaczął zapominać o tym dniu, jego droga narzeczona zwyczajnie by mu naklepała. Albo przynajmniej wyrzuciła ze swojej herbaciarni. Z tą kobietą nie było żartów.
Cóż więc było robić? Skombinował kartkę i kwiatka, po czym ruszył do Hogsmeade, gdzie spodziewał się zastać swoją lubą w całej serduszkowo-kupidynowej glorii i chwale.
W herbaciarni było tak dużo ludzi, że musiał przeciskać się między stolikami, unikając młodego kelnera, by w ogóle dotrzeć do lady, za którą powinna była znajdować się panna Beaufort... Znalazł ją wzrokiem, zanim ona dostrzegła jego, postanowił więc wykorzystać tą przewagę.
- Wingardium leviosa. - mruknął cicho, różdżką kierując przyniesioną przez siebie kartkę walentynkową tak, by ta przefrunęła nad barem i wylądowała obok Cecille od przeciwnej strony, niż on się zaczaił tak, by mógł podejść ją i zaskoczyć swoją obecnością. Stary drań.
Cóż więc było robić? Skombinował kartkę i kwiatka, po czym ruszył do Hogsmeade, gdzie spodziewał się zastać swoją lubą w całej serduszkowo-kupidynowej glorii i chwale.
W herbaciarni było tak dużo ludzi, że musiał przeciskać się między stolikami, unikając młodego kelnera, by w ogóle dotrzeć do lady, za którą powinna była znajdować się panna Beaufort... Znalazł ją wzrokiem, zanim ona dostrzegła jego, postanowił więc wykorzystać tą przewagę.
- Wingardium leviosa. - mruknął cicho, różdżką kierując przyniesioną przez siebie kartkę walentynkową tak, by ta przefrunęła nad barem i wylądowała obok Cecille od przeciwnej strony, niż on się zaczaił tak, by mógł podejść ją i zaskoczyć swoją obecnością. Stary drań.
Walentynki 1939
