To, jak bardzo uparty potrafił być czasem ją zadziwiało. Z drugiej strony, czy ona była inna? Czy nie stawiała na swoim prawie zawsze? Szczególnie w relacji z nim była tą, która częściej decydowała o sprawach, więc chyba mogła mu ten jeden raz odpuścić. Szczególnie, że dobrze wiedziała, że miał na myśli tylko i wyłacznie jej dobro. Instynkt opiekuńczy medyka mu się włączył i tyle! Parsknęla więc pod nosem i zdzieliła go ścierą – lekko i bardziej żartobliwie niż faktycznie ze złości.
— Nie byłoby sensu tego ukrywać przed swoim prywatnym uzdrowicielem, nie sądzisz? I tak byś się zorientował. — Dodała, dając za wygraną. Nie czuła się zle. Trochę zmęczona, jeżeli już miała być szczera, ale najwidoczniej nie należała do tych słabiutkich szlachcianek, które mdlały od samej myśli, że mogłyby być w ciąży.
Walentynki 1939
