Może i była uparta, ale na pewno nie głupia – ukrywanie złego samopoczucia przed własnym narzeczonym, który w dodatku był uzdrowicielem brzmiało jak największy idiotyzm świata. Kto inny miałby jej pomóc, gdyby coś się działo, jak nie on? I chociaż była typem, który lubił radzić sobie ze sprawami samemu, lubiła jak się nią zajmowano. Nie wątpiła w to, że doktor Larrain zająłby się nią szczególnie dobrze.
— Och nie, wszystko tylko nie to! — Parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie katastrofę jaką byłaby herbaciarnia pod opieką tych dwóch. Nie to, żeby im nie ufała, ale... No, trochę nie ufała. Jeżeli chodziło o prowadzenie lokalu oczywiście. Nawet nie chciała myśleć o tym, co miało stać się z jej ukochanym dobytkiem, kiedy na świecie pojawi się dziecko... O nie, nie powinna się tym teraz przejmować, bo jeszcze dojdzie do jakiś niezbyt radosnych wniosków.
Walentynki 1939
