To, co powinni zrobić w sprawie zmiany scenerii zdecydowanie zależało od tego, na czym im bardziej zależało. Wejście w las z pewnością dawało większą szansę napotkania dzikich Pokemonów, ale i sprawiało, że znalezienie pomocy w razie niebezpieczeństwa (a nie oszukujmy się, dzikie Pokemony nie zawsze bywały przyjazne) było dużo trudniejsze.
— Pokemony smoki? No no, ambitnie. — Reina zaśmiała się cicho, głaskając przy okazji Ponytę po boku. Dreepy obudził się na chwilę, słysząc własne imię i spojrzał na Lance'a zaspanymi oczkami.
— Dreeeee.... pyyyyy! — Dodał w tej sprawie swoje trzy grosze. Oczywiście, że był najlepszy! Tylko musiał często sobie drzemać. Ale hej, nie było w tym nic złego! Skądś musiał brać energię na przygody i pojedynki, jakie czekały ich w przyszłości.
Para wraz z Pokemonami maszerowała dalej, coraz bardziej zastanawiając się ne zejściu z trasy, która wydawała się obojgu dość nudna, choć jeszcze żadne z nich na głos tego nie skomentowało. I być może nawet zdecydowaliby się w końcu poruszyć temat, gdyby nie to, że z lasu wyleciał pędzący Pokemon, omal nie zderzając się z twarzą Ainscrofta.
I wanna be… [Lance w poszukiwaniu uznania]